czwartek, 6 sierpnia 2009

zadar

Dzien wyjazdu z Plitvic zaczal sie sielsko i spokojnie, potem byla
zalamka a potem wielkie szczescie.

Zebralismy sie szybko, po sniadaniu zjedzonym przy dzwiekach pink
floyd. Stanelismy przy drodze i... nic. Poszlismy dalej i... dalej
nic. I tak minely dwie godziny az zatrzymala sie para Litwinow z Lou
Reedem i Tenacious D w radiu. Zawiezli nas prosto do Zadaru :)

W miescie spedzilismy troche czasu w poszukiwaniu piekarni/sklepu
spozywczego, co wcale nie bylo latwe, ale przynajmniej zwiedzilismy
wieksza czesc starego miasta ;) W koncu zdobylismy bulki i serek i
zjedlismy pyszne drugie sniadanie nad brzegiem morza. Nadszedl czas na
szukanie hosta...

Usiedlismy w swietnej kawiarni z hot spotem (the Garden) - pelno
roslin, palmy, biale baldachimy, a pod nimi super wygodne sofy i
materace z poduszkami, na ktorych mozna sie po prostu polozyc i i
zrelaksowac :) i tak tez zrobilismy, ale szybko napiecie zaczelo
rosnac - juz po 15, a na nasze requesty nadal nikt nie odpisuje...
Sprobowalismy nawet Hospitality Club. Wszedzie podawalismy swoj nr
telefonu zeby ktos nam napisal smsa jakby sie zgodzil, ale nic nie
przychodzilo. Dol totalny...

Przed 19 sie poddalismy i poszlismy do poleconego przez barmanke
hostelu. Powiedziala, ze dojscie tam zajmie nam z 10min, szlismy
40min. Bylismy wyczerpani, nawet bardziej psychicznie niz fizycznie.
Na szczescie byly jeszcze miejsca w hostelu, a ISIC obnizal cene do
120 kun (17 euro) za osobe. Platnosc rano, wiec zostawilismy paszporty
w recepcji i usiedlismy na lozku ze zwieszonymi glowami. Po chwili
odpoczynku stwierdzilismy ze nie ma co sie dolowac i poszlismy kupic
cos do jedzenia.

Gotowana kukurydza byla pyszna i powoli humory zaczely nam wracac.
Kupilismy rzeczy na kolacje i usiedlismy na wybrzezu. W tej chwili
przyszly 2 smsy. Jeden odmowny (ktos z Zadaru akurat na wakacjach),
drugi... "jestescie jeszcze w garden?". Az podskoczylismy ze
szczescia, ale po chwili zrzedly nam miny - sms zostal wyslany o
16:22... Cos musialo nawalic z siecia, choc telefon byl caly czas
wlaczony. Odpisalismy, ze stracilismy nadzieje i poszlismy do hostelu.
Odpowiedz: "przyjechac po was? Bede za 15min". Jak szaleni pobieglismy
do recepcji i zaczelismy goraczkowo tlumaczyc sytuacje recepcjoniscie.
Jego reakcja bylo tylko ponure "have you used the beds?" :) Wyciagnal
nasze paszporty ze stosu innych (jeszcze nie zdazyl nas zarejestrowac)
i zajal sie swoimi sprawami :D Jak dobrze, ze jeszcze nie
zaplacilismy!

Podekscytowani i niewiarygodnie szczesliwi czekalismy na brzegu
zastanawiajac sie kim wlasciwie jest nasz host ;) wiedzielismy tylko
ze ma na imie Boris (bo podpisal sie pod smsem), ale nic poza tym -
tego dnia napisalismy tyle requestow, ze wszyscy nam sie pomieszali.
Jak wyglada? Ile ma lat? Przyjedzie samochodem, na rowerze, przyjdzie
pieszo? Przekonalismy sie po chwili :) Przyjechal samochodem i zawiozl
do swojej garsoniery troche poza centrum :) zrobil kolacje,
poczestowal czyms mocnym na M (Boris, if you read this, please comment
and remind us of the name :D), ja zbilam kieliszek i od tej pory
mialam wielkiego minusa (pewnie tez dlatego ze nie chcialam piwa tylko
herbate :P) i zawiozl na spacer Zadar by night :) Bylismy zmeczeni,
ale obudzilismy sie gdy zobaczylismy (uslyszelismy) wodne organy -
otwory w betonowym brzegu morza - jak sa fale, woda wplywa od dolu i
"tworzy muzyke" :) Obok organow zobaczylismy prosta a swietna ozdobe
deptaku, Tribute to the sun - wbudowane w beton baterie sloneczne w
dzien gromadza energie, a w nocy swieca migajac w roznych kolorach. W
polaczeniu z muzyka z organow to super przezycie :)

Usiedlismy w knajpie i zaczelismy dyskusje :) Boris byl bardzo ciekawy
ekonomiczno-spolecznych warunkow w Polsce (byl w Warszawie 30 lat temu
wiec od tej pory duzo sie zmienilo), nas zaintrygowal jego poglad o
wschodniej Europie bedacej bardziej materialna niz zachodnia... Chyba
troche nadrobilam mojego minusa i juz bylo dobrze :D

W domu bylismy kolo 3 w nocy. Boris musial wstac o 7 do pracy ale my
moglismy sie wylegiwac do 10 :) Dzien spedzilismy na pisaniu
requestow do Splitu, Mostaru i Sarajewa, na plazy i na robieniu
racuchow. Wieczorem pojechalismy z Borisem i jego znajoma Jasna do
dawnego arsenalu przerobionego na bar /koncertownie na koncert
jazzowy. Potem krotki spacer, ciasto u Jasnej i do domu spac.

Nazajutrz o 8 nasz host zawiozl nas poza Zadar, gdzie stalismy troche
ponad godzine. Dojechalismy na skraj Splitu z dostawca sklepu w stylu
castoramy jeszcze przed poludniem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz