piątek, 14 sierpnia 2009

Dubrownik

Taa, akurat! :/
'Zrobie wam rezerwacje' yhy, oczywiscie :/ Miki wystawil nas do wiatru i gdy zadzwonilismy do niego po przyjezdzie do Dubrownika uslyszelismy tylko:
- Kobiety, na dworcu, one maja mieszkanie...
- Ale Miki rezerwacja,mieszkanie, pamietasz?
- Kobiety na dworcu...

Wsciekli ruszylismy w dol do starego centrum w poszukiwaniu (jak zwykle) informacji turystycznej. Po drodze na jednej z bram zobaczylismy maly napis 'sobe' czyli pokoje, zadzwonilismy a mezczyzna, chyba oderwany od obiadu, odpowiedzial: 45€...
Przed brama do miasta zaczepila nas jedna z kobiet o ktorych mowil Miki - 400 kun (~60€). Na probe stargowania na 300 kun wybuchla szczerym choc perfidnym smiechem...

Rowniez tu powrocil chorwacki poglad na informacje turystyczna. 'Nie wiem, nie moge, w tamtym kierunku, mapa 5€...'. Jedyne czego zdolalismy sie dowiedziec to to ze wszyscy wlasnie ida do naszego hostelu i ze trzeba sie spieszyc. Pedzilismy tak szybko ze prawie przegapilismy prawdziwa informacje turystyczna. Nareszcie dostalismy mape i dokladne wskazowki gdzie isc :) Popedzilismy dalej. Bylismy trzeci w kolejce. 'Zeby tylko byly jeszcze wolne miejsca...' Ta mysl nie odstepowala nas na krok. Paszport, stukanie w klawiature, numer pokoju, instrukcja i tak 3 razy az w koncu my!
- Nie, chyba nie mamy juz miejsc...
Nienawidze tego miasta!
- Hmm... A na ile nocy? Jedna? A moze byc w osobnych pokojach?
- TAK! :D
Uffff...

Po zajeciu swoich wymarzonych lozek i zjedzeniu zasluzonego obiadu, ruszylismy w strone starego centrum i tu pojawila sie niespodzianka - burza :o Pierwszy deszcz od Ljubjany i od razu oberwanie chmury, choc w zasadzie nie wiem czy to wystarczajace okreslenie. Zdolalismy dojsc do polowy pierwszej ulicy wewnatrz murow i sie zaczelo. Schowani pod plociennym dachem banku razem z 20 innymi osobami obserwowalismy jak ulica zamiena sie w rzeke a niebo rozswietlaja co chwile blyskawice. Wszyscy mokrzy, wiekszosc juz bez butow ale nadal w dobrych humorach :)

Trwalo to jakies 30 min a gdy deszcz powoli zaczal slabnac ruszylismy zobaczyc choc troche tego niesamowitego miasta. Trafilismy idealnie bo deszcz przegnal masy, tlumy turystow i moglismy troche swobodniej (bo nie ma tu czasu gdy miasto jest puste) przejsc sie kilkoma ulicami.
Miasto jest wspaniale! Dwukrotnie niszczyly je trzesienia ziemi ale za kazdym razem wielka nadmorska fortece udawalo sie odbudowac.
Po krotkim spacerze wrocilismy do hostelu zeby w koncu odpoczac po tym pelnym emocji dniu.

Rano zjedlismy sniadanie w hostelowej stolowce i zostawiwszy plecaki w hostelowym korytarzu, wyszlismy zobaczyc Dubrownik za dnia. Od samego rana swiecilo slonce wiec nie moglismy liczyc na luksus wczorajszej nocy - kolejki turystow przywitaly nas juz przy pierwszej bramie :/ Na szczescie restauracyjki w wezszych uliczkach jeszcze nie zdazyly sie otworzyc, wiec nie bylo az tak zle :) Odpusciwszy sobie mury (kolejka siegala juz drugiego konca placu) obeszlismy wieksza czesc miasta pod nimi.
Gdyby nie turysci to byloby to jedno z najwspanialszych miast na naszej trasie. Niestety jako ze wszyscy i doslownie wszystko jest tu na nich nastawione, ceny szybuja gdzies pod chmurami a klimat miejsca ulatuje gdzies w ich kierunku.
Dubrownik tak. Ceny i masy turystow w Dubrowniku, zdecydowanie nie.

Po malych zakupach i odebraniu plecakow postanowilismy ostatecznie opuscic Chorwacje, kraj ktory zniszczyl nasz budzet i stopowo wymeczyl - zaczelismy stopowac do Czarnogory.
Po dosc dlugiej wedrowce do przelotowej drogi w strone granicy stanelismy na pierwszej miejscowce i juz p0o kilku minutach zjawili sie tu inni polscy stopowicze, na szczescie wlasnie wysiedli z samochodu - jechali w przeciwnym kierunku. Po sympatycznej i bardzo optymistycznej wymianie jakze cennych informacji (Albania i Turcja juz nie takie straszne:) ), pozegnalismy sie i wrocilismy do wyjezdzania z Dubrownika.
Pierwsze 2h nie przyniosly nawet cienia szansy wiec poszlismy troche dalej choc miejscowka wcale lepsza nie byla :( W przeciwienstwie do naszego szczescia (choc juz dawno stwierdzilismy ze to nie kwestia losu tylko zwyczajnie te o kraju i jego mieszkancow) pogoda zmieniala sie bardzo szybko i juz po chwili musielismy w pospiechu rozkladac namiot w asfaltowej zatoczce przy drodze :P Wygladalo to bardzo komicznie ale nie mielismy innego wyjscia - lalo jak z cebra. Zjedlismy drugie sniadanie a gdy deszcz zaczal slabnac ktos zastukal w namiot i okazalo sie ze zatoczka jest tak naprawde prywatnym parkingiem jednej z przydroznych posesji :P
Pozbieralismy sie i po 30 minutowej przerwie wrocilismy do stopowania przrejezdzajacych samochodow. Dalej nic...
Po raz drugi zmienilismy miejsce. Zatoczka byla co prawda po drugiej stronie jezdni ale zatrzymywalo sie tu wiele samochodow zeby zrobic zdjecie pobliskiej wyspie i Dubrownikowi z perspektywy. Widok owszem piekny ale dalej nic...
Zmiany kartki, stanie bez niej nic nie dawalo pozytywnego rezultatu :/ O 20tej, po 7h stania, zdecydowalismy sie odpuscic i ruszyc na znalezione wczesniej miejsce przy sciezce nad droga. Miejsce bylo naprawde swietne bo nie uczeszczane, wygodne bo na trawie i z widokiem jak z tarasu 5cio gwiazdkowego hotelu - panorama Dubrownika i morze w promieniach zachodzacego/wschodzacego slonca, wspaniale :) Zjedlismy nasz swiezo opatentowany obiad (spagetti carbonara z jednej torebki ;P ) i polozylismy sie spac z nadzieja ze jutro przyniesie cos nowego.
Rano postanowilismy wrocic w to samo miejsce ale tylko na 20/30 min, a noz widelec... Niestety noz to tylko do przygotowania sniadania wykozystalismy wiec ruszylismy dalej. Kolejna, czwarta juz miejscowka okazala sie troche lepsza, zatoczka byla luzniejsza i po wlasciwej stronie drogi. Stanalem a Ula chyba juz podswiadomie i calkowicie automatycznie zagadala pare Francuzow robiacych zdjecie:
- Przepraszam jedziecie moze w tym kierunku?
- Mmm... - chwila zastanowienia - Tak...
- Do Czarnogory?
- mmm... Tak...
- Moglibysmy pojechac z wami?
- Mmm... - spojrzenie na siebie - Tak...
NARESZCIE JEDZIEMY !!! :D
To byla najwieksza stopowa radosc tej wyprawy :) Dojechalismy z nimi do Perastu a pozniej ciezarowka ze zwirem do bramy Kotoru.

Z Dubrownika przejechalismy jakies 120km. Jest 12ta. Zaczelismy stopowac dokladnie 24h temu...

1 komentarz:

  1. To już wiem,dlaczego Wasza wyprawa trwa tak długo!Odliczacie sobie czas zmarnowany na bezskutecznych próbach stopowania.Wykorzystujcie ten czas choćby do nauki stepowania?Cześć! Ta-Sar

    OdpowiedzUsuń