piątek, 21 sierpnia 2009

Durmitor

Pierwszy poranek w gorach powital nas chmurami i chlodem. Dach, ktory majaczyl nam wczoraj na horyzoncie faktycznie okazal sie drugim obozem, wiec dotarcie do niego zajelo nam krocej niz pakowanie sie i skladanie namiotu ;) W obozie spotkalismy Serba, dwoch pasterzy i stado beczacych owiec i baranow :) Zjedlismy sniadanie i usiedlismy w drewnianym domku zastanawiajac sie czy spac w nim czy w namiocie. Wygral namiot, bo latwiej go ogrzac w dwojke niz taki domek.

Dzien byl zimny, pochmurny i deszczowy, nawet sie nie dalo wyjsc na krotki spacer po okolicy. Siedzielismy w domku niczym gospodarze - witalismy kolejnych przemoczonych turystow. Dopiero wieczorem sie troche rozpogodzilo. Wieczorem tez przyszli inni obozowicze, ktorych namioty staly w poblizu domku - Czesi, Irlandka z Holendrem i Polka z Dunczykiem. Po zmroku usiedlismy wszyscy razem w domku, zajadalismy delicje przygotowane na kuchenkach gazowych i rozmawialismy o gorach i podrozach :) Bylo bardzo klimatycznie i swojsko :) Poszlismy spac wczesnie, z nadzieja na poprawe pogody...

...i sie udalo! :) Noc byla bardzo zimna (wyciagnelismy nawet z apteczki nasz magiczny koc termiczny), ale rano - slonce i niebieskie niebo :) Czas zdobyc Bobotova Kuka (2523m npm)! Szlo sie przyjemnie, postanowilismy zaatakowac szczyt z mniej popularnego szlaku, przez Bezimienny Vrh. Tam juz nie bylo takich dobrych oznaczen jak wczesniej. Szlismy dosc waska sciezka, nie raz przytuleni do skaly, poziom adrenaliny wzrosl nam porzadnie. Widoki - niezapomniane. Podchodzac juz pod sam szczyt doszlismy do skrzyzowania szlakow - tego bardziej popularnego z naszym, jak sie okazalo, zamknietym... Nic, najwazniejsze ze przezylismy :)
Na szczycie wpisalismy sie do ksiegi pamiatkowej, porobilismy zdjecia i odpoczelismy przed zejsciem. W obozie juz czekalo spaghetti do zrobienia :)

Wieczor juz nie byl tak sympatyczny jak poprzedni, bo towarzystwo zostalo zdominowane przez Czechow, a jak zaczeli z zapalem ze soba dyskutowac to nie rozumielismy ani slowa. Noc byla duzo cieplejsza, rano zebralismy sie szybko.

Z centrum Zabljaka chlopak w naszym wieku doslownie wyprowadzil nas w pole - pustka, chmury nad glowa, jeden samochod na 3 minuty. Jednak Czarnogora to Czarnogora - nie czekalismy dluzej niz 10 minut i gosc zabral nas do centrum Podgoricy :)

Ogolnie wypad do Durmitoru okazal sie jednym z lepszych pomyslow wyprawy. Bylo naprawde pieknie, ludzie sympatyczni i skorzy do zawierania znajomosci (ale nie Czesi ;)). Rozpoczynamy przedostatni etap podrozy - pozostala Albania, Macedonia, Grecja i oczywiscie Stambul! Potem juz tylko powrot do domu...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz