piątek, 14 sierpnia 2009

Split

Do centrum dowiozl nas marynarz albo menadzer sprzedarzy, dokladnie nie wiemy bo gadal tak duzo ze trudno bylo wtracic cokolwiek
- Tu jest opera a tam plaza. Plaze sa w splicie wspaniale bo piaszczyste. Wspaniale plaze ciagnal sie od Splitu az do Makarsk...
Moglby tak gadac do rana i chyba powinien zatrudnic sie w informacji turystycznej ;) Podrzucil nas prawie do samego centrum. Pierwszy spacer przez palac Dioklecjana to oczywiscie szukanie informacji turystycznej, ktora nie okazala sie zbyt pomocna w poszukiwaniu kawiarni z hot-spot'em ale przynajmniej dostalismy mape :) Odnieslismy bagarze do wyjatkowo taniej przechowalni i ruszylismy w miasto ;) Widok jest, trzeba przyznac, dosc specyficzny. Tu stare mury a tu Konzum, tu portal z xxx wieku a tu zielone okno z plastiku. Split jest czyms calkowicie innym niz np Piran czy Rovinj. Tam ludzie ciagle mieszkaja w tych samych domach ktore staly tam kiedys, tak jak na krakowskim Kazimierzu, w Splicie wybudowano nowe domy a to co bylo tam przed nimi posluzylo za fundament.
Zeby zobaczyc palac Dioklecjana trzeba sie sporo nameczyc. Zwracac uwage na szczegoly i obserwowac. Wiekszosc budynkow wyglada tu, na pierwszy rzut oka, normalnie - tak jak w 'zwyklym' starym miescie. Ale gdy zaczniesz sie przygladac zobaczyszbo o co w Splicie tak na prawde chodzi. Domy sa tu zbudowane z wykozystaniem pozostalosci palacu czyli np jego frontowej sciany. Idac glownym deptakiem widzisz ogromna sciane palacu ale cos z nia jest nie tak - to tylko jedna sciana, z drugiej strony dobudowano do niej normalne kamienice. Tak samo wspomniane juz wyzej zielone okno. Wyobrazcie sobie ze sciana wszego pokoju zostala zbudowana z kamienia w xxx wieku. Jest w niej okno tyle ze bez szyby. Co robicie? Przyklejacie od wewnatrz plastikowe okno i gotowe ;)
Usiedlismy na jednym z placow i zaczelismy analizowac nasze dotychczsowe wydatki i opracowywac dokladniejszy plan dalszej czesci wyprawy (o efektach tych jakze glebokich ;) przemyslen w innym poscie). Pozniej obiad i mnostwo requestow z pobliskiej kafejki.

W obliczu braku odzewu na requesty slane jeszcze z Zadaru, po obfotografowaniu francuzkuch muzykow grajacych na glownym placu miast i przedluzeniu przechowalni bagazu do rana, skierowalismy sie na plaze. Jedna z couchsurferek polecila to miejsce jako bezpieczny punkt awaryjny w ptzypadkach takich jak nasz. Gdy dotarlismy na miejsce bylo tam juz kilkoro backpakerow. Noc moze nie byla za spokojna bo tradycyjnie niedaleko rozbrzmiewalo techno ale jakos przetrwalismy :)

Rano sniadanie z widokiem na port i w droge - ruszamy do Bosni i Hercegowiny! :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz