piątek, 21 sierpnia 2009

Kotor i Budwa

Kierowca ciezarowki ze zwirem wysadzil nas tuz przed brama do miasta. Nie mielismy problemu ze znalezieniem informacji turystycznej, wiec od razu dowiedzielismy sie gdzie jest hostel i wyciagnelismy pieniadze z bankomatu. Pelni nadziei poszlismy na internet i kawe, ale ze Kotor malym miastem jest, wszyscy czterej couchsurferzy zajeci albo na wakacjach. Udalo sie zostawic plecaki w kawiarni wiec poszlismy na spacer - obejscie calego miasta plus lody nad brzegiem morza nie zajelo nam dluzej niz dwie godziny.

Zakwaterowalismy sie w hostelu. Pokoj osmioosobowy, ale goscmi bylismy tylko my i sympatyczny mlody Anglik. Prysznic i obiad ugotowany w hostelowej kuchni. Glownym punktem dnia mialo byc rozpoczecie karnawalu na glownym placu. Poszlismy z naszym wspollokatorem Kenem, ale oprocz malego pochodu orkiestry detej nie bylo tam nic godnego uwagi... Muzyka typu disco polo z glosnikow, czworka ludzi troche starszych od nas tanczacych jakis dziwny uklad na scenie i tyle. Kupilismy w sklepie piwo i poszlismy do hostelu ;) Opowiedzielismy Kenowi o Mostarze, on nam o Stanach i bylo bardzo fajnie :) Aha. Zapewnilismy mu rozrywke rozkladajac namiot na pol pokoju zeby wysechl po ulewie w Dubrowniku ;) Noc minela przy akompaniamencie komarow i chrapania Kena.

Kolejny dzien - ruszamy do Budwy. W hostelowym pokoju znalezlismy ksiazke (nie Kena), ktora ktos zostawil, a ze mojego Pilcha skonczylam juz w Piranie, z radoscia przygarnelam zgube :) Ruszylismy pozno, bo nam zeszlo sporo czasu na pisaniu requestow do Podgoricy, zeby miec gdzie spac po gorach. W koncu stanelismy na drodze, skad po 10 minutach zabrala nas rodzinka Maltanczykow. Po krotkim spacerze Budwa nas nie zachwycila, ale humory nam sie poprawily gdy przyszedl sms. "czesc, tu Vuk z Podgoricy, jesli jestescie jeszcze w Kotorze czy Budwie mozemy sie spotkac wieczorem i pogadac". Nie wiedzielismy za bardzo gdzie spedzimy te noc, wiec odpisalismy ze nie jestesmy pewni czy zostaniemy na noc w Budwie czy pojedziemy rozbic sie nad jeziorem szkoderskim. Pomyslalam sobie glosno ze byloby smiesznie gdyby sie okazalo ze Vuk ma tu mieszkanie i ze mozemy u niego zostac. Po chwili przyszedl sms wlasnie o takiej tresci! :) Szukajac hosta w Podgoricy znalezlismy w Budwie :)

Mielismy pol dnia do spotkania z Vukiem. Spedzilismy go na plazy i w chinskiej restauracji gdzie, uwaga, nauczylismy sie jesc paleczkami ;) ok. 21.30 bylismy juz w mieszkaniu Vuka, z dwoma innymi CSami - Polka Zuza i Amerykaninem Travisem. Ugotowalismy razem obiad (jakzeby inaczej, spaghetti), wymienilismy sie stopowymi przygodami i pojechalismy na beach party :) miejsce bylo strasznie fajne, bar na plazy z palmami i slomianymi parasolami, ale imprezy nie bylo - tylko kilka grupek siedzacych przy piwie. Po powrocie do domu Vuk obiecal nas zawiezc rano do Podgoricy, wiec bylismy pewni ze juz jutro wieczorem bedziemy w gorach :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz