Telefon zadzwonil - sms: good day! it's Ifo, where are you? Bylismy wniebowzieci :) kilkanascie minut pozniej siedzielismy z okolczykowanym, dlugowlosym blondynem na kawie w przybrzeznej kafejce.
Rozmowa sie niezbyt kleila, co chwile zagadywal kogos znajomego. Rozkrecilo sie jak juz przyjechalismy autobusem do jego domu (Ifolandu ;)). Wielki ogrod, drzewa, hamaki, warzywa, piec kotow i pies :) popoludniu pojechalismy rowerami (ma ich z 10) na plaze. Moj mial koszyk i rozowa rame :D po powrocie poznalismy dwie szalone Litwinki ktore wjechaly do Chorwacji nie majac paszportow, przyjechal znajomy Ifa i zjedlismy krolewski obiad z grilla. Mieso, ziemniaki, warzywa z ogrodka... To bylo to, czego potrzebowalismy :)
A wieczorem? Reggae party :) wsiedlismy w 7 osob do samochodu i pojechalismy do dodo bar, knajpy na wybrzezu, gdzie grupa z Wloch dawala koncert. Bylo strasznie fajnie, choc o 3 bylismy juz sporo padnieci i Kuba mial wielki katar. W domu bylismy jak juz switalo :)
Na drugi dzien towarzystwo bylo bardzo wczorajsze. My tymczasem dziarsko wskoczylismy na nasze wspaniale pojazdy i pojechalismy do Rovinj. Jechalismy brzegiem morza, najpierw przez camping, potem przez lasek i park (w ktorym spalismy 2 dni wczesniej), w sumie zajelo nam to jakies 40min. Na miejscu pochodzilismy waskimi uliczkami, porobilismy sobie pelno zdjec. Rovinj jest miasteczkiem podobnym do Piranu, choc wiekszym (ale scisle centrum jest mniejsze) i, niestety, o wiele bardziej turystycznym. Idea ta sama - male kamieniczki stloczone na okraglym, wysynietym w morze cyplu, poprzedzielane waziutkimi uliczkami z wywieszonym praniem :) W centrum kosciol (tu - sw.Eufemii, ktorej trumna przybila do brzegu Rovinj 300 lat po smierci).
O 6 bylismy juz w domu na obiecanym obiedzie. Ifo znow nazbieral warzyw z ogrodka, zrobil salse i ugotowal z 2kg makaronu :) Przyszli znajomi i znow siedzielismy zajadajac przepyszny obiad. Poszlismy spac juz po 10, nazajutrz zbieramy sie w kierunku Plitwic...
Pobyt u Ifa byl naprawde odprezajacy :) rowery, plaza, zwiedzanie, gotowanie... To to, czego szukalismy w te wakacje :) Oby wiecej takich hostow w tej podrozy! :)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Fajnie że trafiliscie znowu na miłego człowieka .Jak to ?300 lat po śmierci...Salsa to nie tylko taniec? "Eufemizm"-jak sie ma do Św.Eufemii?
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki. Tata-sarata.
Wracajcie szybko :P Czekamy z niecierpliwością na zdjęcia ;D Pozdrowienia z upalnego Krakowa:)
OdpowiedzUsuńBetty
Nie piszecie nic...To oznacza.że nie macie czasu czy sił,aby prowadzić tę bardzo atrakcyjną relacje z podróży ?Czy wiecie ,ze we Włoszech jest ogromna pula do wzięcia w superenalotto?
OdpowiedzUsuńPozdrowienia z deszczowj nSzczawnicy. tata-Sarata.