piątek, 24 lipca 2009

16 - 17.07.09 - Ljubljana

Wyladowalismy na laweczce pod drzewem. Ula oddala sie temu czemu
oddala by sie w Zlatolicach gdybysmy mogli zostac tam troche dluzej -
lezeniu i lataniu wsrod galezi oslaniajacego nas drzewa. Ja zabralem
sie za pisanie.
Po jakims czasie uslyszelismy gromkie 'Heloo!'. Podnieslismy glowy a
tam z usmiechem przywitala nas Julija, ktora wlasnie wrocila z udanej
rozmowy o prace :)
Jej mieszkanie nas zachwycilo - jesli pamietacie male mieszkanie
Muigela i Lore z Madrytu to to jest jeszcze mniejsze i jeszcze
fajniejsze ;)
Po krotkiej rozmowie ruszylismy w miasto tradycyjnie zahaczajac
jeszcze o sklep. Zaopatrzeni w jablka, sliwki i moje brand new 'sun
glasy' ;) , moglismy zaczac poznawac stolice Slovenii.
Od razu uderzyla nas roznica, a raczej przepasc, dzielaca Ljubljane i
Budapeszt. Gdy tam wszystko jest wielkie, tu wszystko wydaje sie jak
wyjete z Nowego Sacza ;) Pierwszego dnia odwiedzilismy tylko park
Tivoli w centrum, do ktorego z obrzezy miasta doszlismy na nogach w 20
min. Bylo baaardzo goraco wiec po krotkiej sjescie i probie bebniarzy,
wrocilismy prawie ta sama droga na zrobiona przez nas kolacje z
Julija.
Drugi dzien to juz stricte zwiedzanie. Przez ulice Krakowska :)
dotarlismy do starego miasta gdzie miedzy stolikami unosil sie zapach
jedzenia, biegali kelnerzy i grali cyganie (Ula mowi ze bez ladu i
skladu ale mi sie podobalo ;P ). Spodobala sie nam ta Ljubljana ale
dalej nie byla stoliczna. Natomiast zamek i pobliski punkt widokowy
(obrosniety drzewami) nas nie zachwycily. Coraz czesciej widac tu
wplatanie nowoczesnych elementow w takie miejsca.
Po kilku seriach zdjec robionych sobie nawzajem w bocznych, troche
mniej obleganych uliczkach, ruszylismy dalej w strone slawnej (ponoc)
ul. Metelkowej. Choc troche na okolo (przez lody :P) dotarlismy do
tutejszego centrum off'u, prawie w tym samym momencie co Julija, z
ktora bylismy umowieni na kawe = sok pomaranczowy. Zobaczylismy
miejsce calkowicie pokrecone a momentami nawet przekrecone. Zobaczycie
na zdjeciach bo jakos nie umiem opisac tego miejsca.
Kawa = sok pomaranczowy, w pobliskim muzeum etnograficznym (?) i w
droge. Julija do siostry na impreze urodzinowa, a my do domu, juz
troche bardziej stolicznymi ulicami. Autobus nr 6 dowiozl nas na
odpowiedni przystanek i tu pojawil sie jakze wazny problem - co zjesc
na kolacje? Na szczescie jest InterSpar i jego pomocne rozwiazania
techniczne czyli gotowe mielone w sosie, idealne do spagetti :D Eh
jakie to bylo dobre :)
Wieczor uplynal nam raczej komputerowo, na pisaniu requestow i
update'owaniu bloga, bo jak wiadomo nieograniczony dostep do Internetu
nie zdaza sie czesto.

Pewnie niektorzy powiedza ze mala, i klimatem i fizycznie, stolica to
pozytyw. Moze w ciagu roku to 200tu tysieczne miasto zyje jakos
inaczej. Ale mimo ze jest bardzo milym miastem, Ljubljana jakos do
mnie nie przemowila, napewno nie tak jak Budapeszt ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz