piątek, 24 lipca 2009

20-21.07.09 - Czemu warto wstac o 5:30? (powod 1.)

Wiem ze pytanie zawarte w temacie moze wydac sie zgola absurdalne,
szczegolnie dla mnie - homo spiochusa ;) a kednaknwarto, czase m moze
ci to nawet uratowac tylek.

Urban zaspal. My musielismy sie calkowicie przepakowac przed gorami
wiec wstalismy z pierwszym budzikiem i spokojnie czekalismy az (jak
sie okazalo) zleci w panice o 6:15.
6:28 zegnamy sie z nim za sklepem w centrum Bledu i ruszamy w strone
austrady w Lasce. Jakos na zlosc nikt nie chcial nam sie zatrzymac a
maszerowanie z plecakiem o tej porze bez sniadania i co gorsza bez
kawy, to nie jest dobra pobudka :/ docieramy do upragnionego ronda po
jakixs dwoch godznach i tu pojawia sie kolejny oroblem - jedziemy
autostrada czy przez miejscowosci? Kto pojedzie dalej? Czy ktos o tej
porze jedzie do Mojstrany pod Triglav? Cala gora problemow... Stajemy
przy lokalnej drodze - nic, stajemy przy autostradzie - nic. Jestesmy
tu juz ponad godzne - tracimy czas. Tak cenny bo przeciez jeszcze dzis
mamy stanac pod Domem Staniceva - pobic swoj rekord wysokosci, na
ponad 2380m !
W koncu zatrzymal sie nasz dzisiejszy zbawca - pracownik pobliskiej
bodaj huty. Podrzucil nas do polowy drogi a po zalatwieniu swouch
spraw wrocil zeby dowiezc do jej konca. Stamtad juz piszlo gladko i
przed 10ta bylismy w Mojstranie. Nareszvie jest czas i warunki na
sniadaniei kawe :)
Troche nam tu zeszlo - zakupy, informacja turystyczna, ostateczna
decyzja ktoredy isc. wyruszylismy dopiero przed 11ta. Pimimo
wszechobecnych segesti doliny Vraty zdecydowalismy sie na doline Kot
bo ponoc szybsza. Godzine zajelo nam dostanie sie do doliny. Banan
dodal sil na kilka kolejnyh kilometrow. Gdy wyszlismy z lasu, powoli
rysowal sie nam dzisiejszy glowny punkt programu - kamienisty zleb,
pokryty sniegiem i golobozami. Bylo tam wsztstko - kamyki wielkosci
groszowek i skaly jak ciagnik tira. Co wiecej, okazalo sie ze zleb nie
jest po prostu zwyklym, prostym zebem - nasz zleb ma na sobie male
gorki na ktore trzeba sie doslownie (!) wspinac.

Z kryzyszmi rozlozylismy sie po rowno - Ula oslabla na poczatku, choc
nieznaczne i dzielnie sobie poradzila. Ja zaczalem slabnac juz w
zlebie. Ciezki plecak doslownie mnie pokonal. Nogi przestawaly sie
sluchac, zoladek zaczal wariowac - braklo sil... Gora tez nie okazala
sie przyjazna. Motywacja 'juz widac koniec zlebu' okazala sie tak
bolesnie falszywa. Na szczycie zamiast grani zabaczylismy wielki dol
:| Pierwszy potraktowalismy jako smieszne rozczarowanie, trzy kolejne
sciely mnie z nog. Doszedlem chyba tylko dzieki Uli i jej motywujacym
slowom.

U progu schroniska z radosci wykszesalem z siebie ostatnia sile i az
podskoczylem z tym wszystkim. Wycienczeni, tak to chyba dobre slowo,
usiedlismy w jadalni. To ze bylo na prawde ciezko tu wejsc
rozumielusmy - to calkiem naturalne (w koncu to Alpy!) ale tego co
nieprzejednanym tonem oznajmila nam gospodyni juz nie bylo tak
sensowne - znizki nie ma, 20€ za noc za osobe :o Z wychodkiem na
zewnatrz, zimna woda i bez pradu w gniazdu, to wszystko kosztowalo nas
2/3 tygodniowego budzetu! Jak sie okazalo pozniej, takie warunki to
czesc dzialan slowenskiego rzadu - chca zmniejszys ilosc ludzi
spiacych w gorach :/ Ja mowie: nie tedy droga Slowency!

Pamietace Australijczyka z Bledu? Spotkalismy go tutaj :D Co wiecej,
powiedzial ze glupio mu bylo ze tak odszedl wtedy. Stanelo na tym ze
jak zejdziemy do tej samej doliny co oni, to podwioza nas do Bledu :)

Ledwo stalismy na nogach, wiec zaraz po obiedzie (chinskie z ryzem)
zasnelismy jak kamienie (ze zlebu ;) ). Rano nieoczekiwanie pojawila
sie opcja wejscia na Triglav (do tej pory jej nie bylo ze wzgledu na
cene noclegu). Mielismy wejsc na szczyt i od razu zejsc do Vraty do
australijczykow. Po policzeniu godzin wydawalo sie to wykonalne wiec
skozystalismy i juz po godzinue marszu bylismy w Triglavskim Domu
(miliardy razy lepsze miejsce!). Szlismy z jednym plecakiem z
najwazniejszymi rzeczami. Ruszylismy na szczyt w towarzystwie malych
chlopakow prowadzonych orzez swoich ojcow na gore gor Slowencow.
Ekspizycja sciezki nas zachwycila :) Lancuchy, uchwyty i kolki, to
wywolywalo usmiech :) Niestety musielismy sie wycofac ze wzgledu na
pogide. Kilka osob postraszylo nas ze sie zalamie (co okazalo sie
nieprawda), a chmura nacierajaca na szczytowa gran wyyladala groznie.
Jeszcze nie wuemy dokladnie jak wysoko wyszlismy ale rekord zostal
pobity a doswiadczenie z duza ekspozycja i wspinaczka bardzo nas
satysfakcjonuje :)

Wrocilismy do stanicewa. Nudle, repack i w dol :) Mielismy do wyboru
dwa szkaki, oznaczone na mapue jako rather hard i very hard. Poszlismy
pierwszym ze wzgledu na plecaki ale i tak mielismy po drodze sporo
okazji do cwiczenia wspinaczki z pomocami :)

Na dole czekali Australijczy. Przez chwile nie moglismy sie znalezc co
wywolalo w nas spora panike (do konca doliny 12 km a co dopiero do
Bledu!), ale ostatecznie sie znalezlismy i po krotkim oczekiwaniu na
odpowiedz od Urbana, moglismy juz spokojnie zasnac na jego sofie.

1 komentarz:

  1. kurcze, mam nadzieję, że porobiliście zdjęcia tym ekspozycjom w górkach ^^ Pozdrawiam gorąco i wspieram!!! siły w nogach życzę! ;)

    OdpowiedzUsuń